You are currently viewing Fotowyzwanie z Aliną

Fotowyzwanie z Aliną

Niedawno Tomasz Zienkiewicz czyli Zieniu zaproponował na swojej grupie fotograficznej tak zwane Fotowyzwanie. Czyli “zrób coś i pokaż co zrobiłeś”. Pierwszy temat do wyzwania:  portret.
Długo kombinowałem, co  tym zrobić… Konkurencja jest ostra, ludzie robią takie zdjęcia, że proszę siadać. Najsensowniejszym wyjściem wydawało się wziąć naszą Olkę do studia, oświetlić “na beauty” i gotowe… Ale uznałem, że ma to być fotoWYZWANIE, a nie fotołatwizna… W studio z dobrym oświetleniem Oli dobry portret zrobi nawet…. no, prawie każdy go zrobi. Skoro wyzwanie, to walka z problemami, które człowiek napotyka w podobnych sytuacjach. Więc…

Skąd wziąć modelkę? To proste…

Pierwszy i główny problem? Skąd wziąć modelkę? Nie znajomą, nie żonę… nie zawodową modelkę, która bez wysiłku zaprezentuje parę ujmujących póz i gotowe. Cóż, takie podejście trochę utrudniło całą operacje… Ale podczas zwiedzania z małżonką naszego centrum handlowego zauważyłem naprawdę ładną dziewczynę, doradzającą w kosmetycznej sieciówce… Żona mówi “idź, zagadaj, nie możesz ciągle robić zdjęć swojej żonie”… Co było trochę niesprawiedliwe, bo właściwie nie robię ciągle zdjęć mojej żonie.. Więc zapytałem dziewczynę, czy nie ma przypadkiem skłonności do pozowanie do zdjęć i do tego, czy lubi podejmować szybkie decyzje. Dziewczyna najwidoczniej lubiła podejmować szybkie decyzję, bo powiedziała że chętnie.

I tego, szczerze mówiąc, się nie spodziewałem. Ale skoro tak, to umówiliśmy się na sesję w sobotę rano, czyli za 2 dni.

Czy chomik zejdzie w sobotę?

W piątek oczekiwałem jeszcze zwyczajowej śmierci chomika, czy też innego członka rodziny, ale wieczorem modelka potwierdziła, że jutro o 11 się spotykamy…

Sobota… O godzinie 10 plecak spakowany, baterie naładowane, obiektywy wyczyszczone… i pyk wiadomość od modelki…  bardzo przeprasza, ale ze względów osobistych panna nie może dzisiaj… No tak.. tego to się w zasadzie spodziewałem, ale wczoraj. Well… no to wyzwanie szlag trafił, bo już po południu akurat wylatujemy na wakacje. Stwierdziłem “OK, w sumie próbowaliśmy i w ogóle”, a teraz lecimy wypoczywać. Ale żona się uparła, że mam zabrać sprzęt ze sobą. Spakowałem aparat i jeden obiektyw, bo powiedziałem sobie, ze nie będę znowu targał 10 kilo klamotów dodatkowo po to, żeby leżały w hotelu.

Wakacje bez aparatu? Da się, ale po co?

Na wyjeździe.. w 5 dniu pobytu, przechadzając się promenadą, przed chyba najdłuższą knajpą w mieście zostaliśmy zaczepieni przez pechową kelnerkę, której boss przydzielił w tym dniu niewdzięczną rolę naganiacza. Czyli osoby uśmiechającej się do uciekających przed nią turystów i zapraszającej na obiad/kawę/drinka…

Daliśmy się zaprosić, bo dziewczyna wyglądała na lekko zdesperowaną, a ja rzuciłem do niej w trakcie szybkiej, zwyczajowej wymiany zdań “I need a model”… O dziwo, po paru zdaniach dziewczyna zgodziła się na zdjęcia. Chyba na starość robię się albo bardziej przekonujący, ale zaczynam wyglądać nieszkodliwie i dobrotliwie. Anyway, umówiliśmy się w tym samym dniu, w przerwie jej pracy, a jeszcze przed zachodem słońca. Alina, dziewczyna z Ukrainy jak się okazało zaznaczała, że ona naprawdę nie wie, co robić przed obiektywem, bo nikt jej jeszcze zdjęć nie robił. Jedynie co to typowe selfiki komórka. Nie ma pojęcia jak się ustawić czy cokolwiek, stresuje się… Ale chętnie spróbuje. Well…. FOTOWYZWANIE!!

Nie ma to jak sobie utrudniać życie…

Teraz a propos sprzętu… Taa, trzeba było wziąć porządny obiektyw portretowy 85mm, jak normalny fotograf … Ale ja, w ramach WYZWANIA, spakowałem na wakacje tylko manualną 135-kę. Manualną, żeby było trudniej. A 135-kę, żeby było dalej… Trzeba było te dwie kwestie jednak przemyśleć przed wyjazdem…

Sesja o zachodzie słońca… bez słońca

Około 17.15 pojawiła się moja modelka uprzednio informując, że będzie te 15 minut później. No i zoczyliśmy skąd spóźnienie. Zamiast jeansów i bluzki, czyli stroju z pracy dziewczyna pojawiła się w pomarańczowej kiecce, którą pewnie przymierzała z pół godziny. Ale efekt był całkiem niezły. Chociaż ja, jako dziwak, wolę jeansy 🙂

Mieliśmy jakieś 45 minut na zdjęcia i właściwie jedyną opcją było zrobienie czegoś nad morzem. Liczyłem na zachód słońca, w sensie na taki zachód, jaki codziennie od paru dni obserwowaliśmy, sliczny idealnie nad morzem, dający super złote światło. Taki, przy którym zdjęcia właściwie same się robią. Jednak tego dnia oczywiście na pół godziny przed sesją potężna chmura postanowiła, że “po grzyba mi słońce, co to za chodzenie na łatwiznę?”…

Długi obiektyw, szum morza i niedoświadczona modelka – easy mode…

Ostatecznie sesja była bardzo przyjemna, szybka, z racji tego, że o 18.00 modelka wracała do pracy w knajpie. Praktycznie się nie słyszeliśmy z racji odległości i szumiącego morza. Musiałem jakoś sterować dziewczyną, która nie miała w ogóle pojęcia, jak się można ustawić, na moje propozycje, żeby zrobiła żółwika podnosiła wysoko brwi ze zdziwienia. Ale utrzymywała poczucie humoru i trzeba przyznać, że się starała. Ja za to próbowałem  trafić do tego ostrością na manualu trzymając w ręce bez statywu aparat ze 135mm 2.8.  I w taki własnie sposób powstało zdjęcie z początku tego posta, w którym nie złapałem ostrości na oku, ale za to spodobał mi się naturalny uśmiech.
Obróbka zdjęcia: na laptopie, bez tabletu [nie sądziłem, ze aż tak się przyzwyczaję do tabletu i piórka, obróbka myszką to jakaś katorga]… Wywołanie w Capture 1, którego znam bardzo kiepsko i później PS. No i praca w knajpie, przy rozwodnionym drinku a’la “all inclusive” i 4 dziadkach grających w karty przy stoliku obok… Ale jestem bardzo zadowolony, ze dociągnąłem do końca.

Główna nauka z tej całej przygody: jeśli robisz zdjęcia nie-zawodowej modelce, nie bierz na pierwszą sesję manualnego obiektywu 135mm, a jeśli już się upierasz, to zabierz również ze sobą megafon.